niedziela, 14 października 2018

Dlaczego już nie szaleje na promocjach -55%, -50%, -49%?

Hej, Halo, ¡Hola!

Czy ktoś mnie jeszcze pamięta?
Czy wiecie że jestem BLONDYNKĄ? Ale o tym może kiedy idziej.


Jesteśmy teraz w czasie szaleństw zakupowych - ileś tam %. I wiecie. tak mnie natchneło...

W tym roku wydałam 38 zł na promocjach.

Kupiłam tusz do rzęs (bo potrzebowałam), odżywkę do paznokci (bo wychodzę z noszenia żelu non stop) i brązową kredkę bo musiałam dobrać trzeci produkt.

W poprzednich latach zawsze wdawałam grubo ponad 100 zł, no bo promocja, bo taka okazja, żeby testować nowości, to takie fajne i w ogóle, można kupić za połowę ceny. 

I tak głupio przez tą promocje wpadamy w szał zakupów wydając kaske na rzeczy których byśmy normalnie nie kupili.


Ostatnio staram się kontrolować moje wydatki. Po kolejnym zapytaniu mojego partnera NA CO TY NIBY WYDAJESZ TYLE PIENIĘDZY MIESIĘCZNIE, po wkurzeniu się na niego że przecież tampony muszę kupić, a tampony nie są tanie, i za netflixa za nas płacę, uderzyło mnie.

Najwięcej wydaję na kosmetyki. 



I pół biedy jakbym wydawała na szampon do włosów, pastę do zębów albo żel pod prysznic. Ja wydaję na kolorówkę.

I tak, lubię się malować, może nazwałabym to nawet moją pasją ale kurde no, ej bez przesady. Fakt że mam 3 szuflady kosmetyków kolorowych. Samych podkładów można u mnie naliczyć... nie nie będę jednak liczyć bo to będzie załamka. 


A jak cofam się we wpisach na blogu... używam tych samych produktów od lat. Podkład Missha, puder i brązowa kredka Rimmel, bronzer Golden Rose, kredka do brwi Catrice. O tych produktach pisałam już w 2015 roku a nawet wcześniej. 

Po co więc wydaje tyle kasy na tych promocjach, jak te produkty i tak często się u mnie nie sprawdzają. Po co mi 10 błyszczący brązowy cień. 

No i ceny, po tych -55% są często porównywalne do cen w drogeriach internetowych. 


Żałuje jedynie że tak dużo czasu zajęło mi ogarnięcie że to właśnie na bezsensowną kolorówkę wydaje cenne monety. 



I na sam koniec spisuje oficjalnie moje postanowienia dotyczące zakupów kolorówkowych. Bo jak tego gdzieś oficjalnie nie spisze to najprawdopodobniej odlecę w któreś z drogerii internetowych.


ADRIANNO:
1. Od dzisiaj kupujesz tylko to co mi się autentycznie kończy - kończy mi się brązowa kredka - kupuje nową a nie że mam 4 otwarde brązowe kredki :D
2. Kompletny ban na szminki, konturówki, błyszczyki i inne takie. Serio, masz Ada cała szufladę szminek a nie malujesz ust. Kobieto. 
3. Zakaz obejmuje również błyszczące brązowe cienie w kremie/ kredce/ płynie/ cudzie na kiju. Daruj sobie masz cała szufladę innych cieni. 
4. To samo - roświetlacze - nigdy ich nie używasz - bronzery - masz jeden dobry, po co Ci 5 innych, nie, nie będą lepsze...
5. Hybryd już też nie kupujesz. Niektóre salony nie mają w swojej kolekcji 6 różnych odcieni szarości. 


Trzymajcie kciuki!

Ten wpis dodaje mega spontanicznie. Nudzę się i trochę tęsknię za pisaniem :)

Mnie (blond) znajdziecie na Instagramie @malamudi

www.instagram.com/malamudi

(Wpis został napisany i dodany z telefonu. Nie wiem jak to będzie wyglądało na Waszych komputerach :))



sobota, 22 października 2016

Kosmetyki które pokochałam (podczas gdy mnie tu nie było)

Czyli taka mega wielka, zbiorcza recenzja wszystkich kosmetyków które mnie zachwyciły w czasie w którym nie pisałam bloga? Jesteście ciekawe? Zapraszam.




PIELĘGNACJA TWARZY (+ DEMAKIJAŻ)







Loreal, dwufazowy płyn do demakijażu oczu i ust

Najlepszy płyn do demakijażu jaki miałam w całym moim życiu. Jest po prostu fenomenalny. Jako jedyny autentycznie domywa do mega czystości cały makijaż, także ten wodoodporny. Dodatkowo jest MEGA delikatny (wiem o czy mówię, mam bardzo wrażliwe oczy). Już nigdy nie kupie innej dwufazówki. Warty każdej złotówki!







Mixa, Hyalurogel, krem intensywnie nawilżający

Zwykle nie nawilżam mojej cery. Nie czuje potrzeby, a moja dermatolog zawsze powtarzała, że nie ma co obciążać kremem nawilżającym skóry która nawilżenia nie potrzebuje. Niestety, po latach spokoju wraca do mnie trądzik, a co za tym idzie, wracają suche skórki w miejsach po pryszczach,.
Krem ten jest idealny pod makijaż. Bardzo szybko się wchłania a jednocześnie bardzo dobrze nawilża na cały dzień. Dodatkowo skóra się po nim nie świeci, nie przetłuszcza...  Krem jest po prostu fantastyczny i kosztuje koło 25 zł! Wcześniej używałam dużo droższych aptecznych nawilżających kremów które nie dawały tak fajnego rezultatu.



KOLORÓWKA




Matowe cienie HEAN + PALETA

Ich błyszczące (satynowe) cienie są po prostu do dupy. Coś im się przy nich nie udało, albo może ja wybrałam nieodpowiednie odcienie. Za to maty... Genialne. Super napigmentowane! Pięknie zachowują się na powiece. Cieniem nr 811 nie raz konturowałam twarz na imprezy i zawsze wyglądało to mega dobrze.

Do tego warto pochwalić ich magnetyczną paletkę. Mam tą na 4 cienie, jest niezawodna! Bardzo solidna, u mnie przeżyła rzucanie walizką na lotnisku ;) Do tego lusterko przy którym idzie umalować całą twarz (co często robie, bo mam tak słaby wzrok, że muszę mieć lustro blisko twarzy). Kupie na pewno inne cienie i inne palety tej firmy.



Maybelline Lash Sensational

Zdecydowanie najlepszy tusz w moim życiu. Ma minusty: ciężko się go zmywa ( na szczęście Loreal sobie radzi bezbłędnie), odbija mi się na powiece (chociaż to przez to że mam długie rzęsy a w pracy patrzę często w górę), trzeba go wycierać o chusteczkę, ponieważ szczoteczka nabiera za dużo produktu. Mimo to, uwielbiam go za efekt jaki daje. Wspaniale podkręca rzęsy, wydłuża je i pogrubia. Efekt ten utrzymuje się cały dzień. Mogę szczerze przyznać, że to jedyny tusz który daje u mnie efekt prawdziwie sztucznych rzęs. Często gdy jestem nim pomalowana inne kobiety pytają mi się co mam na rzęsach bo chcą też takiego efektu u siebie :)





Golden Rose Teracotta Powder w numerze 04

Efekt muśnięcia słońcem. W pudrze. Na twarzy wygląda jak produkt za 400 zl. Przez to, że nie jest matowy daje skórze taki zdrowy blask. Ostatnio go jednak odstawiłam, bo strasznie wysypało mnie na twarzy. Początkowo obwiniałam za to produkt Golden Rose, ale to niestety/ stety to wina mojego organizmu. Jak zejdzie mi opalenizna wracam do terakoty.






P2 PerfectLook lipliner w odcieniu 010 nude

Zużyłam już dwie całe te konturówki. Mam aktualnie dwie kolejne w użyciu. To kolor który tak schlebia mojej urodzie, jak żadna inna szminka. Dodatkowo można nią pięknie powiększyć wargi, co muszę przyznać czasami robię. Jest mega długotrwała, dosłownie nie do zdarcia :)





PIELĘGNACJA WŁOSÓW





Isana Professional, odżywka Oil Care.


Zdecydowanie genialna. Daje na włosach tak piękny efekt że sama byłam w szoku. W dodatku jest niedroga! Odkąd ją raz kupiłam mam zawsze opakowanie w szafce.
Polecałam ją już przy wpisie o wmasowywaniu odżywki we włosy,





Delia, srebrna płukanka do włosów.

Wpis o ochładzaniu odcienia włosów gencjaną jest do dzisiaj jednym z najczęściej odwiedzanych na moim blogu. Nie wiem w sumie czy to nie ten wpis sprawił że zaczęło mnie czytać więcej osób. Płukanki z gencjany nie używałam już bardzo długo, bo było z nią za dużo babrania. Ta z Delii działa bardzo podobnie jest łatwo dostępna w rossmannie i nie droga. Do tego fajnie zmiękcza włosy. Jedyne co, to do brązowych włosów trzeba użyć jej więcej niż zaleca producent na opakowaniu :)





PAZNOKCIE


Zrezygnowałam CAŁKOWICIE z malowania paznokci. Zawsze miałam z nimi wielki problem. Były wiecznie rozdwojone, lakier z nich odchodził po jednym dniu, łamały się. Okazało się że mogą być mocne i nierozdwojone. Wystarczyło zaprzestać nakładania na nie lakierów... :) Nagie nie wyglądają tak ładnie jak pomalowane.. no ale wiecie :) Znalazłam za to dwa produkty do paznokci w których się zakochałam.





SALLY HANSEN, żel do usuwania skórek.

Jedyny w swoim rodzaju. Po kilku użyciach skórki są całkowicie rozpuszczone i wyglądają po prostu ślicznie :) Jak nigdy. Jest niesamowicie wydajny. Chyba nigdy go nie zużyje. Jeżeli jeszcze go nie macie, a skórki sprawiają Wam problem: marsz do drogerii! To must have!






EVREE Max Repair, serum do paznokci

Widziałam w internecie wiele niepochlebnych recenzji na temat tego kosmetyku. Niestety faktycznie ten produkt sprawia, że skórki robią się trochę twarde. Mnie to jednak nie przeszkadza w ogole (dzięki produktowi z SH). To co uwielbiam w produkcie Evree to sposób w jaki po nim rosną paznokcie. A rosną niesamowicie szybko i niesamowicie zdrowe. Jeżeli potrzebujecie szybko zapuścić paznokcie: wcierajcie evree. Ja podczas stosowania tego serum nie nadążałam z piłowaniem!







I to już wszystkie produkty które zachwyciły mnie w ostatnim czasie. A przynajmniej mam nadzieje że niczego nie ominełam!

Jeżeli znacie jakieś kosmetyki godne polecenia, śmiało! Szczególnie jeżeli chodzi o produkty do włosów, bo nie jestem teraz na czasie :)

Do zobaczenia w przyszłą sobote!


Możecie znaleźć mnie na INSTAGRAMIE 
@malamudi 
I na moim prywatnym snapie, na którym przyjmuje tylko osoby które mi się przedstawią (wystarczy wiadomość! Nie przyjmuje bez tego i mam zablokowanego stora)

takamalamudi

Mam też facebooka którego możecie lajkować. 

sobota, 15 października 2016

Dr. Sante : ARGAN HAIR, spray do włosów.




Kupiłam jakiś czas temu w superpharmie. Zachęciła mnie nowa, nieznana mi wcześniej marka, to że produkt jest w sprayu (leniwi ludzie takie lubią), skład i wyjątkowo niska cena (9 zl bez promocji).


Zacznijmy od od składu, bo o rzecz która mnie mega przyciągnęła. Trzy pierwsze pozycje to : woda, hydrolizowana keratyna i... olej arganowy. W Szoku? Ja byłam. Czwarte miejsce w składzie? olej awokado, potem różne ekstrakty, proteiny, panthenol... Przecież to miód na oczy włosomaniaczki.


Wzięłam, wróciłam do domu, zaczęłam testować. Zużyłam całe opakowanie więc myślę że mogę wyrazić moje zdanie na temat tego składowego cudu.

Ale wszystko w swoim czasie, przyjrzyjmy się najpierw opakowaniu:


OPAKOWANIE:

Wygląda profesjonalnie. Brązowa butelka, ładna szafa graficzna, 150 ml. Etykieta krzyczy do nas że ma 0 parabenów i barwników. Psikacz inni niż zwykle. Początkowo byłam nim zachwycona ale potem się zaczął zacinać i meeeeh, nie lubię takich zacinających się.

ZAPACH:

Nienachalny, trochę jakby taki pistacjowy. Może być. Nie zostaje na włosach.

KONSYSTENCJA:

Nietłusta woda. Ciężko z nią przesadzić.



DZIAŁANIE:

Spełnia swoje główne zadanie: pomaga rozczesać włosy. Niestety poza tym, nie zauważam innego działania. Ani nie wygładza włosów (może troszeczkę, ale to zależy od dnia). Nie wiem, taka wiecie, woda który ma niby super skład i wyobrażamy sobie cudów, a nie robi praktycznie nic. W dodatku gdy psikam na mokre włosy i potem one schną naturalnie sprawia że są bardziej napuszone... Może dla kogoś to plus, ale nie dla mnie. Ja tak lubie moją taflę gładkich, lejących włosów i wiem że WY też ją lubicie. Nie sądzę też żeby psikacz ten w jakikolwiek sposób zabezpieczał końcówki ;)

CZY WARTO?

Jeżeli komuś zależy tylko i wyłącznie na łatwiejszym rozczesywaniu: to jest to fajny kosmetyk o dobrym składzie. Jeżeli jednak tak jak ja, lubicie gdy kosmetyki tego typu dodatkowo upiększają Wasze włosy, to nie warto.


Więc widzicie, przeliczyłam się. Na poprawę humoru kupiłam sobie bardzo chemiczna odzywkę w sprayu z Aussie (przyznaje że tylko dlatego że była za niecałe 10 zł. w cenie na dowidzenia w rossmannie) i super wygładza włosy więc... widocznie czasem nie warto kierować się składem a efektem na włosach :)



Możecie znaleźć mnie na INSTAGRAMIE 
@malamudi 
I na moim prywatnym snapie, na którym przyjmuje tylko osoby które mi się przedstawią (wystarczy wiadomość! Nie przyjmuje bez tego i mam zablokowanego stora)

takamalamudi

Mam też facebooka którego możecie lajkować. 


Pozdrawiam
Ada :)

środa, 28 września 2016

Czy kosmetyki które kupiłam na poprzedniej promocji -49% sprawdziły się u mnie?



Zbliża się kolejna promocja.
Jak w Rossmannie i innych drogeriach są zniżki -50%, to kobiety dosłownie rzucają się na kosmetyki. Wiem co mówię, bo widziałam już różne rzeczy :D  Ja też się rzuciłam, bo miałam przypływ gotówki, i ogólnie sobie nieźle w tamtym momencie finansowo radziłam, co jak dla mnie jest dziwne więc wiecie, pieniądze były to musiałam je rozdmuchać (użyłabym niecenzuralnego słowa, ale chce być damą). Stwierdziłam, że super pomysłem będzie wpis, który pokaże czy wydawanie tych pieniędzy miało jakikolwiek sens :D Szczególnie że następna tego typu promocja zaczyna się 30 września i znowu mam zamiar się rzucić na półki.


Zacznijmy więc spowiedź zakupoholiczki :D 

TWARZ

Kupiłam w sumie dwa produkty i dwa niezbyt trafione.


Rimmel Lasting Finish Nude 25HR


Kupiłam odcień 010. Chciałam 100 i nie wiem jakim cudem wzięłam 10 która jest typowo różowa co mi niestety niezbyt pasuje :( Już nic z tym nie zrobię. Na szczęście nie kosztował dużo, bo zapłaciłam za nie jakieś 15 zł.

Co do samego kosmetyku - niby fajny, bo ładnie kryje i mega wygładza skórę (pory się wymywają jak po Photoshopie) a jednocześnie jest lekki i nie tworzy maski ALE kurcze warzy mi się na skórze. Co jest dla mnie dziwne, ponieważ nie mam tłustej cery - mam normalną. Brzydko to wygląda i ja nie chce produktu który mi sprawia problem. Idealnie się sprawdza u mnie Missha PC, i nie wiem po co kupuje inne podkłady. No i kolor mi kompletnie nie pasuje... -1 punkt 



Wibo, Diamond Skin, sypki puder do twarzy z kolagenem

Jestem głupia. A raczej byłam głupia jak szłam do drogerii w pierwszym tygodniu promocji. Spałam chyba jeszcze, albo miałam jakieś zaćmienie mózgu. Chciałam kupić oczywiście sławny i lubiany wibo fixing powder. W sumie nie używam pudrów, ale baking taki modny, TO JA NIE SPRÓBUJE?! No. I nie spróbuje bo kupiłam zły produkt.
Daje jednak niezły efekt, takiej miękkiej rozświetlonej, rozmytej cery, więc czasem go używam. W sumie, to używam go gdy idę np. na imprezę i wiem że makijaż na mojej twarzy będzie 6 godzin, nie 12, bo po dłuższym czasie wygląda.. dziwnie. Skóra się po nim po prostu szybciej wyświeca. Ma też dość ciemny odcień, zdecydowanie nie dla bladziochów, Jest ok, ale to coś totalnie zbędnego. O,5 pkt



OCZY

Tutaj troszeczkę zaszalałam.

Kupiłam 3 tusze. Ale umówmy się, tuszuje rzęsy codziennie, więc to ma sens :D



Najtańszy

Lovely, Lash extension mascara

Jestem sroką i poleciałam na ładne opakowanie. Czyż nie jest śliczne? Ma dziwną szczoteczkę, ale ładnie rozdziela rzęsy, ma czarny kolor i ogólnie jest fajniejsza od tej żółtej. Jednakże kruszy się dość mocno, i odbija na górnej powiece. Nie można mu zaufać.  0,5 pkt

Mój nr 1

Maybelline, Lash sensational, super czarny

Używam go odkąd wyszedł i powiem tak. To moje 4 opakowanie i z opakowania na opakowanie ten tusz mnie coraz bardziej zawodzi. Pierwsze które miałam to była bajka: mega trwały, piękny efekt, nie kruszył się, nie odbijał, nawet o nim nikomu nie opowiadałam (okk, zdradziłam tajemnice mamie i teściowej) egoistycznie, bo ja chciałam mieć najpiękniejsze rzęsy ever. Ale teraz już w ogóle to nie jest ten sam tusz. Płacze bo mi się odbija i potem idę w pracy siusiu i sie okazuje, że mam dodatkowy zestaw rzęs. Odbity pod brwią. Shame on you Maybelline! Jest jednak dużo lepszy od innych, zachowuje się trochę jak wodoodporny, ale daje ładniejszy efekt. Kupuje więc kolejne opakowania... 1 pkt

Klasyk

Max Factor,  False Lash Effect Fusion

Nie wiem czemu wzięłam te wersje, ale wszystkie tusze z Max Factora zawsze się u mnie sprawdzają. Ten jest mega ok, nie daje jednak efektu WOW. Jak na niewodoodporny tusz dobrze się utrzymuje i ogólnie jest fajny. Nie żałuje tego zakupu. 1 pkt

Paleta cieni



Wibo, Neutral Eyeshadow Palette

Wziełam z ciekawości, bo tak leżała sobie na półce, stwierdziłam że to przeznaczenie. Niestety paleta jest kiepska. Cienie się mega osypują i nie da się ich ładnie i prosto blendować bo zanikają. Kolory są do siebie mega podobne, a kartonowe opakowanie szybko się ubrudziło i nie da się go doczyścić. Używam z niej w sumie 2 cieni: magic touch i naked look. Ten pierwszy pięknie rozświetla, a tym drugim "pudruje" korektor w załamaniu, bo idealnie się do tego sprawdza. Jednym słowem: KLAPA. Nie da się nią zrobić ładnego makijażu :( Nie polecam nikomu. Szczególnie początkującym! -1pkt



Essence Long lasting eye pencil : w odcieniu 02 HOT CHOCOLATE

Moja ulubiona kredka do oczu, jak się kończy zawsze sięgam po nią znowu. Mięciutka (zawsze rozcieram) i wykręcana (nie kupuje takich do ostrzenia bo jestem na to za leniwa), odcień super podkreśla mój kolor oczu. Mało trwała. Ale wszystkiego mieć nie można. 1 pkt

Rimmel, kredka o jakieś nazwie, ale nie moje oczy jej nie odczytają, w odcieniu 213 IN THE NUDE

Podobno wodoodporna. Ma brzydki kolor, (kto normalny ma pomarańczowe linie wodne, na bank jakiś facet tworzył te kredkę, i na bank za dzieciaka rysował pomarańczowych ludzi, albo żółtych). Mogłam kupić te z Max Factora, ale tamtą się ostrzy - a jak wiadomo - ja jestem leniwa. Używam tak czy siak. Nawet ładnie otwiera oczy. No i odkąd jestem opalona nie wygląda aż tak żółto. Ideał to jednak nie jest. 0,5pkt



Maybelline Color Tattoo, w odcieniu 35-On and on Bronze

Mój kolejny słoiczek. Tamten cień jeszcze miałam, ale używam go tak długo że już chyba nie powinnam. Używam codziennie od lat, najfajniejszy cień jaki miałam. Robi cały makijaż w mgnieniu oka ;) Jak go kiedyś będą wycofywali to ja robię zapas! 1 pkt


USTA



Million Dollar Lips, Matt Lipstick, w odcieniu 01

Nie wiem czy mi pasuje. Więc go nie noszę za często. Aplikator do dupy: trzeba użyć pędzelka. Daje dziwne uczucie na ustach: jest trochę kleisty, ale przynajmniej nie wysusza.  0,5 pkt


Miss Sporty, Mini-Me, kredka do ust w odcieniu 010 Toffie

Jest wykręcana. Czy muszę mówić więcej? Dość często ją nosze, bo ma super, taką kremową konsystencje, ładnie się nakłada i w ogóle fajnie wygląda na ustach. Modny, lekko brązowy odcień. 1pkt

Alterra, LIPPENPFLEGE

Kupiłam bo potrzebuje coś pod matowe pomadki. Długo utrzymuje nawilżenie! Ogólnie nie jest to moja ulubiona pomadka nawilżająca, ale ujdzie. 0,5 pkt




PODSUMOWUJĄC:

W sumie na promocji w zeszłym roku kupiłam 12 produktów, z czego sprawdziło mi się 7,5... Nie jest jakoś bardzo źle bo to trochę więcej niż połowa. Mimo to wywaliłam trochę kasy w szuflade..

Razem na wszystkie te kosmetyki wydałam ponad 100 zł!


Co zamierzam kupić na wrześniowo-październikowej promocji? (Czyli na co zamierzam przepuścić wypłatę bo niczego sie nie nauczyłam).

I pewnie pare innych bzdetów które akurat rzucą mi się w oczy ;) Niestety spędzam trochę czasu przy kosmetykach i potem chce mieć je wszystkie ;(((


Polecacie coś szczególnie? Kupiłabym pewnie jeszcze jakiś tusz, ale przed moim wyjazdem na urlop kupiłam niezawodny Maybelline LS ;)



Możecie znaleźć mnie na INSTAGRAMIE 
@malamudi 
I na moim prywatnym snapie, na którym przyjmuje tylko osoby które mi się przedstawią (wystarczy wiadomość! Nie przyjmuje bez tego i mam zablokowanego stora)

takamalamudi

Mam też facebooka którego możecie lajkować. 


Pozdrawiam
Ada :)

sobota, 27 sierpnia 2016

#AmbasadorkaLPM Możesz nią zostać i Ty!




Znacie markę Le Petit Marseillais? Ja używam ich żeli pod prysznic już od dłuższego czasu. Przyciągnęły mnie do nich przepiękne opakowania.. nie ukrywam że jestem sroką pod tym względem. Mam ładną łazienkę i ładne opakowania są dla mnie ważne. Dlatego nigdy nie kupuje żeli np. Palmolive. Ich opakowania wizualnie są po prostu brzydkie.

W dodatku zawsze zachęcały mnie ich zapachy, są soczyste, owocowe i intensywne. Głupio tak pisać o czymś co jest TYLKO żelem pod prysznic, ale każda z nas w końcu codziennie ich używa..

Do tej pory na mojej wannie stały zapachy:

  • Biała brzoskwinia i nektarynka
  • Werbena i Cytryna
  • Mandarynka i Limonka 
  • Malina i Piwonia
  • oraz peeling: Masło Shea, Olejek Arganowy i Brązowy Cukier.
Z tych zapachów najbardziej zachwycił mnie zapach mandarynki i limonki a najmniej Werbeny i Cytryny. Jak dla mnie ma coś wspólnego z lawendą, za której wonią nie przepadam. 


Gdy zobaczyłam akcje ambasadorską LPM ( na ich facebooku) zgłosiłam się. No bo czemu by nie, najwyżej mnie nie przyjmą. Trzeba było się zarejestrować, wypełnić ankiete i.. czekać. Po informacji że mnie wzięli zostało mi czekać na paczkę. 

Najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że żeby wziąć udział w tej akcji wcale nie musisz być blogerką. W końcu ja nią już praktycznie nie jestem. Nie musiałam też tworzyć żadnych wpisów. 


Dostałam więc paczkę. Dostawałam w przeszłości wiele paczek - jako blogerka - ale ta, po pierwsze, przyszła W JEDEN DZIEŃ, a po drugie była cudownie zapakowana. 



W środku były 3 pełnowymiarowe żele pod prysznic, katalog z wszystkimi produktami LPM oraz OD CHOLERY próbek dla przyjaciół, rodziny i znajomych. Ja rozdałam w pracy, i ogólnie każdemu komu się dało i wcale nie musiałam ich żałować. Myślę że było ich spokojne ok 30. 


Żele Le Petit Marseillais już wcześniej testowałam, również ten o zapachu Maliny i Piwonii. Pachnie on ja MALINOWA MAMBA. Nie wiem jak Wy, ale ja lubie malinową mambe :) Szczerze mówiąc jest ona moja ulubioną, Lubie też więc ten żel. Ma spoko konsystencje, i ładnie się pieni na ciele. Zapach relaksuje :) Nie nawilża, ani nie przesusza. jest po prostu fajnym żelem pod prysznic, w wyjątkowo ślicznym opakowaniu. Wiecie, super pachnie, ładnie wygląda, ale dupy nie urywa. 



Natomiast krem i balsam do mycia to już inna bajka. OK, przyznam się, jestem zakochana. 
Sama nigdy bym ich nie kupiła. mała pojemność (250 ml), wysoka cena (w promocji 9 zł, bez promocji 12) zniechęcały mnie.

Okazało się że nie warto być głupią sknerą, bo są fantastycznie. Szczególnie krem do mycia Masło Shea i Akacja mnie zachwycił. Miły kremowy zapach, który jest totalnie unisex (wasz facet też się tym może umyć, i bez siary że pachnie jak baba), zapach ten jest dostatecznie delikatny, ale i zostaje na skórze. Najważniejsza jest jednak konsystencja, wystarczy niewielka ilość, krem jak i balsam zacieniają się w taką gęsta i miła pianę. I skóra bo spłukaniu jest wyjątkowo milutka, mięciutka. Ahh. Nie wiem czy jest to nawilżenie, ale JA TO KUPUJE. Przepadłam!

Co do balsamu Masło Arganowe, wosk pszczeli i olejek różany. Ma takie same właściwości jak wyżej wymieniony krem, ale zapach już mnie tak nie zachwyca. Ma coś z płynu do płukania ubrań i ogólnie świeżego prania. Ja nawet nie lubię takich zapachów na ubraniach więc wiecie.. :)



Nawet się nie spodziewałam, że Wam w tym wpisie zrecenzuje te produkty, ale chyba zatęskniłam za takim opisywaniem rzeczy :) Może faktycznie muszę wrócić do pisania. 


Przechodząc jednak do MERITUM TEGO WPISU.

Chcę Was zachęcić żebyście rejestrowały się na stonie https://ambasadorkalpm.pl/  Używając poniższego hasła (ja nic z tego nie mam):




Jeśli to zdobicie dostaniecie jako pierwsze informacje o nowej rekrutacji do kampanii ambasadorskiej i będziecie mogły dostać super pakę do testowania jak ja :) Nieważne jest to czy jesteście blogerkami, macie ponad 40 lat, mieszkacie na wsi o której nikt nie słyszał itp. wystarczy że chcecie :) Najważniejsze w tej akcji ( i to co mi się najbardziej podoba) jest właśnie to, że ambasadorką może zostać każdy. 


Zachęcam Was więc do zgłaszania się :) Fajnie się patrzy jak blogerki dostają produkty do testowania, pomyślcie więc, że Wy też możecie :) Po zarejestrowaniu się do portalu, dostajecie dostęp do ciekawych informacji o marce, a jak zostaniecie ambasadorkami możecie walczyć o miano "złotej ambasadorki" ;)



Możecie znaleźć mnie na INSTAGRAMIE 
@malamudi 
I na moim prywatnym snapie, na którym przyjmuje tylko osoby które mi się przedstawią (wystarczy wiadomość! Nie przyjmuje bez tego i mam zablokowanego stora)

takamalamudi

Mam też facebooka którego możecie lajkować. 


Pozdrawiam
Ada :)

PS: TAK mnie wzieło na pisanie, że właśnie tworze dla Was recenzje pewnego produktu do włosów :) Oczekujcie jej w poniedziałek! 

czwartek, 25 sierpnia 2016

Wmasowywanie odżywki - metoda która odmieniła pielęgnacje moich włosów.

Haloooo! Czy ktoś mnie jeszcze pamięta? W sumie to już nawet ja nie pamiętam że byłam kiedykolwiek blogerką. Musiano mi o tym przypomnieć. Tęsknie za tym, za dzieleniem się moim życiem i doświadczeniami kosmetycznymi. Myślę, że na to że nie bloguje wpłynęło tak wiele czynników, że mogłabym o tym pisać parę godzin. Wcale nie chodzi o to, że nie testuje nowości. Testowałam ich w ostatnim czasie tyle, że miałabym posty na pół roku do przodu :) Po prostu moje życie się trochę zmieniło.
Nie wiem czy to jest tylko jeden wpis, i potem znowu zniknę na parę miesięcy.. zobaczymy :)





Motodę wmasowywania odżywki stosuje już od dłuższego czasu. Dowiedziałam się o niej z bloga Henrietty.


Jest banalna a totalnie zmieniła moje podejście do pielęgnacji włosów. Odkąd ją wypróbowałam nie nakładam masek na dłuższy czas. Nie czuje takiej potrzeby, ponieważ wmasowywanie odżywki/ maski całkowicie mi wystarcza!


Jak dokładnie wygląda ta metoda możecie przeczytać w wyżej linkowanym wpisie Henrietty. Ja dostosowałam ją trochę do swoich potrzeb. I zachęcam Was do tego samego.

Te odstające włosy to objaw zniszczenia lub przesuszenia? ALEŻ NIE. Przeczytaj ten wpis! To kwestia padania światła i tego że włosy NIGDY NIE SĄ RÓWNE NA CAŁEJ DŁUGOŚCI. 

Jak to wygląda u mnie? Już wam pisze:

1. Oczyszczam jak zwykle włosy szamponem do włosów
2. Odsączone włosy dziele na 3 równe części
3. Na każdą z części nakładam obficie wybraną odżywkę lub maskę do włosów. U mnie najlepiej sprawdza się Isana professional, dokładnie ta:


4. Wkładam pokryte odżywką pasmo włosów między dłonie i dociskając masuje/ przeciągam dłonie w dół. Mam nadzieje że sobie to wyobraziliście.
5. Powtarzam te czynność ok 30-50 razy na każdym paśmie włosów. 
6. Spłukuje odżywkę i cieszę się pięknymi, nawilżonymi, wygładzonymi włosami.

7. Czasami, gdy chcę jeszcze lepszego efektu, przed spłukaniem podgrzewam odżywkę suszarką do włosów (bezpośrednio na włosy gorącym powietrzem), czekam aż wystygną i opłukuje włosy chłodną wodą :)

Banalne, oszczędza czas a efekty są niesamowite. Autentycznie, odkąd stosuje te metodę nie nakładam maski na dłużej. Nie chce mi się. Długotrwałe trzymanie maski na włosach miało dla mnie wiele minusów takich jak szybciej przetłuszczająca się skóra głowy, ogólnie grzanie się głowy i powstawanie przez to wyprysków na głowie i twarzy na lini włosów. Wmasowywanie odżywki daje u mnie niemal ten sam efekt a omijam wszystkie niedogodności. 

Kto jeszcze nie znał tej metody, albo słyszał o niej, ale nigdy nie próbował: serdecznie polecam!! Można ją modyfikować, lub stosować przed półgodzinnym trzymaniem maski (jeżeli to lubicie) dla jeszcze lepszego efektu. 

#nomakeupday


W ogóle, to chciałabym Wam zrobić jakąś aktualizacje moich włosów, bo jak widzicie: znowu je dość mocno ścięłam :) Problem jest jednak taki że... nie potrafię sama zrobić sobie dobrze zdjęć włosów (korzystając ze statywu i pilota) a zwykle nie mam kogo poprosić o pomoc, bo gdy umyje włosy to od razu lece do pracy/ w miasto/ gdzieś tam... :) Zmotywujcie mnie! 


Znikam, ale chcę Wam napisać o fajnej kampanii w której biorę udział (jako osoba prywatna, nie do końca jako blogerka, bo w końcu nie blogowałam już bardzo dawno), i w której możecie wziąć udział w przyszłości, więc pewnie coś za parę dni wrzucę! 



Jak mnie tu nie ma to zawsze możecie znaleźć mnie na INSTAGRAMIE 
@malamudi 
I na moim prywatnym snapie, na którym przyjmuje tylko osoby które mi się przedstawią (wystarczy wiadomość! Nie przyjmuje bez tego i mam zablokowanego stora)

takamalamudi

Mam też facebooka którego możecie lajkować. 


Pozdrawiam!
Ada :) 

wtorek, 8 marca 2016

Kemon, Hair Manya - zbiorcza recenzja

Jak wspomniałam w poprzednim wpisie: mam dla Was zbiorczą recenzję kosmetyków Kemon z serii Hair Manya.

Długo się zastanawiałam czy o nich pisać, bo jak ostatnio wspomniałam na blogu o nabłyszczaczu tej firmy, to zostało mi zarzucone że to wpis sponsorowany :D
Uwaga moi mili: takie marne blogerki jak ja nie mają wpisów sponsorowanych.
A nawet jeśli coś dostaje do testowania, to zawsze umieszczam taką informację we wpisie.



Rozumiem jednak, że w dzisiejszych czasach należy się tłumaczyć ze źródła posiadania kosmetyków. Dlatego też tłumacze się: nie zapłaciłam. Wygrałam je w konkursie. 

Postanowiłam jednak o nich napisać, DLATEGO ŻE SIĘ U MNIE FAJNIE SPRAWDZIŁY.

A opinia jest szczera.
Bo ja jestem ogólnie szczerym człowiekiem.


ALE OK, W dzisiejszym wpisie zrecenzuje Wam następujące produkty:

  • Kemon, Hair Manya Macro Fluid zwiększający objętość włosów
  • Kemon, Hair Manya Bye Bye Split End Ochronny fluid nadający gładkość do końcówek
  • Kemon, Hair Manya Zero Gravity Ultra mocno utrwalająca pasta do modelowania 100 ml 
  • Kemon, Hair Manya Diamond Nabłyszczacz w sprayu 120 ml 
  • Kemon, Hair Manya, Dreamfix Extra - Hold Hair Spray

Może parę słów o samej serii. Kojarzy mi się trochę z kosmetykami dla nastolatek: a to przez kolorowe, zabawne opakowania i boskie owocowe zapachy. Są to zdecydowanie kosmetyki do stylizacji włosów.  I ja je tak właśnie traktuje. Dlatego też raczej nie stosuję ich codziennie. Mają też niezbyt ciekawe składy. Kosmetyki te nie należą do najtańszych, ale na niektóre zdecydowanie warto wydać parę groszy więcej. 
Nie będę się rozwodziła nad tym, że te kosmetyki są prawdopodobnie napakowane silikonami na maksa. Ja silikonów nie boje się już od paru lat. No i są to KOSMETYKI DO STYLIZACJI. One mają zrobić dobrze naszym oczom. Nie włosom. 


Zacznijmy od końca, czyli od lakieru do włosów, który ma już osobny wpis na moim blogu:



ZAPACH: owocowy, cukierkowy
CENA: 78 zł / 500 ml; 66 zł / 300 ml. 


Jedyny lakier do włosów który nie wywołuje u mnie migreny. Zapach utrzymuje się na włosach i jest dobrze odbierany przez otoczenie (nie raz dostawałam komplementy że ładnie pachnę), ale może trochę gryźć się z perfumami.
Dość dobrze utrzymuje włosy ( w skali od 1 do 5 na 4). Nie skleja włosów, łatwo się wyczesuje. Dodatkowo nabłyszcza włosy.

CZY WARTO: Warto jeżeli tak jak ja macie migreny od klasycznego zapachu lakieru do włosów. 





Kemon, Hair Manya Diamond Nabłyszczacz w sprayu 120 ml 

ZAPACH: cytrusowy, 
CENA: 61 zł / 200 zl

Jeżeli chodzi o nabłyszczanie włosów: WOW. Ja mam normalnie bardzo błyszczące włosy, ale po tym iskrzą się tak, że prześwietlają się na zdjęciach! Ciężko z tym produktem przesadzić, i mega ładnie pachnie, zapach jednak nie utrzymuje się długo na włosach. Dodatkowo trochę wygładza, ale w ogóle ich nie obciąża. 

Minus? alkoholowy skład. Rozumiem jednak, że ten alkohol tak jakby przenosi produkt i ma za zadanie szybko się ulotnić. Nie stosowałabym go jednak codziennie, ze strachu przed totalnym przesuszeniem.

CZY WARTO: Szczerze nie wiem. Sama bym pewnie nie wydała tyle kasy na nabłyszczacz do włosów. Ale jeżeli ktoś ma matowe włosy a chce je roziskrzyć: to będzie świetny,. 
Ah, i niestety moja buteleczka nie jest szczelna i musi stać zawsze pionowo :(


Kemon, Hair Manya Zero Gravity Ultra mocno utrwalająca pasta do modelowania 100 ml 

ZAPACH: podobno jagodowy, dla mnie pachnie aloesem
CENA: 75 zł / 100 ml

Najlepszy produkt z całego tego zestawienia. Jeżeli macie krótkie włosy? Warto wydać kasę. Pastę te stosuje mój chłopak, i moja mama na krótkie włosy, oraz ja do wygładzania babyhair. Zużyliśmy nie jedno opakowanie. 

Bardzo dobrze utrwala. 5/5. Ale jednocześnie włosy nie są jak kask. Ładnie pachnie, jest bardzo wydajna oraz co najważniejsze: wygląda naturalnie! Pasta nie jest ani przesadnie matowa, ani też nie błyszczy. Włosy po niej wyglądają bardzo elegancko i nie przetłuszczają się. 

CZY WARTO: Przy długich włosach sprawdzą się też inne pasty, ale przy krótkich ta jest NIE DO ZASTĄPIENIA. Warta każdej wydanej na nią złotówki. 


Kemon, Hair Manya Bye Bye Split End Ochronny fluid nadający gładkość do końcówek

ZAPACH: mango, owocowy, egzotyczny drink
CENA: 66 zł / 65 ml

Produkt na końcówki, z którym łatwo przesadzić. Jedna pompka to max.
Pachnie jak miłość i wakacje. Ma chyba najbardziej boski zapach ze wszystkich kosmetyków dzisiaj recenzowanych.
Używam go rzadko bo częściej stawiam na Kemon, ACTYVA Nuova Fibra Fluid uszczelniający i ochronny.
Aczkolwiek jeżeli gdzieś wyjeżdżam, albo wiem, że będę myła włosy a nie chce tachać ze sobą odżywki (basen, wakacje), zawsze mam ze sobą ByeBye Split End. 
Robi wszystko co powinien robić tego typu produkt, czyli wygładza włosy, ułatwia rozczesanie i nabłyszcza. Ja zniszczonych końcówek nie mam, ale na wakacjach użyczyłam ten produkt osobie ze zniszczonymi i włosy wyglądały po nim o niebo lepiej. Maskuje więc zniszczone końce.
Minusem jest znowu skład, ponieważ tego typu pordukty chciałoby się nakładac po każdym myciu, a przy takim składzie można bardziej sobie zaszkodzić niż pomóc.

CZY WARTO?: NIE. Jest ok, pachnie nieziemsko, ale nie zapach jest najważniejszy. Są inne, lepsze i TAŃSZE kosmetyki które działają podobnie jak nie tak samo / lepiej. 



Kemon, Hair Manya Macro Fluid zwiększający objętość włosów

ZAPACH: zapach leśnych jagód, jak dla mnie jagodowego napoju
CENA: 65 zł / 250 ml

Na koniec najciekawszy produkt z całej piątki. Jest to fluid dodający objętości włosom. Ma niesamowicie dziwną konsystencje, jest to taki.. wodny żel. Wylewamy trochę na dłoń i nakładamy na MOKRE włosy i koniecznie suszymy suszarką przeczesując pasma szczotką. 

Powiem tak. To płynny photoshop dla włosów. Nakładam go zawsze gdy chce żeby moje włosy wyglądały jak milion dolarów. Wygładza je, rozprostowuje i bardzo nabłyszcza a jednocześnie sprawia że mamy na głowie tak ze 2x więcej włosów, które ciągle są miłe w dotyku! I jest to bardzo zauważalne, bo np nagle zaplatany po tym produkcie warkocz jest taki niezwykle pełny.

Jeżeli przesadzimy, włosy będą jakby kleiste w dotyku, ale ciągle wyglądają świetnie, i co najważniejsze, przetłuszczają się w normalnym tempie*. 

Bardzo lubię ten produkt, bo w chwile i bez odzywki robi na głowie efekt WOW. Nakładam go również jak mam zamiar włosy kręcić: dużo lepiej to idzie, a włosy są ładniej podkręcone, ponieważ fludi dodaje włosom plastyczności. Idealny dla szybko żyjących kobiet.

CZY WARTO: TAK! Szczególnie jak ktoś chce pogrubić swoje włosy. I warto bo jest mega wydajny. 

*nie stosuje go przy skórze głowy a na długość. 



Ok, to już wszystko na dzisiaj.
Pozdrawiam
ADA


INSTAGRAM@malamudioraz można dodać mnie na snapietakamalamudi
Aczkolwiek nie dodaje każdego, tylko osoby które napiszą mi tam, albo tutaj że są czytelniczkami! :) Jeżeli kogoś nie przyjęłam to niech się upomina!  Mam zablokowanego stora więc nie zobaczycie nic dopóki Was nie dodam ;) 

sobota, 27 lutego 2016

Moje włosy w 2015 roku. Co się zmieniło? Jak je teraz pielęgnuje? + MEGA CIEKAWY PRODUKT!



Tak mamy koniec lutego a ja obudziłam się że jest nowy rok. WOW co nie :D Dobrze że ogarnełam cokolwiek, bo ostatnio mam najbardziej nieogarniętę (szukalam to innego słowa ale nie da się ) życie EVER. I w ogóle uczepiły się mnie takie małe peszki, które objawiają się np. tym że chorowałam na anginę (taka najgorszą ever, błagałam żeby mnie zabili) idealnie w czasie sesji. Albo że USOS umiera akurat wtedy kiedy prowadzący ma mi zmienić 3 na 2 i mam ciągle 2 mimo, że sesja już się zaczęła, inna sprawa że byłam umówiona na poprawianie gdy dowaliła mnie ta angina. Ahhh, i poparzyłam sobie twarz maseczką. Nie zaliczyłam z tego wszystkiego sesji w terminie i czekam na przedłużenie już tydzień... No ogólnie super rzeczy się dzieją, jest co opowiadać. Powiedziałabym że optymizm pełną gębą.  

Czy ja wszystkie wpisy MUSZĘ tak zaczynać? Ano chyba muszę. Czuje że się marnuje, powinnam prowadzić bloga pod tytułem "Mój kochany pamiętniczku". Może by mnie wydali w formie książki kiedyś. Kto wie?


Ale uwaga: WRACAM! W miarę ogarnęłam, chyba wiem jak tworzyć wpisy mimo braku internetu, i czuje jakiś taki zapał i nową energię! :)

Ale ok włosy.

Kocham moje włosy. Jeszcze częściej ich nienawidzę. Na bank tu kiedyś o tym pisałam z miliard razy. Ale tak jest. 


Jedno trzeba przyznać. W roku 2015 było mnie mało na blogu, a był to rok przełomowy dla moich włosów. 

Włosomaniactwem zainteresowałam się pod koniec roku 2011. Kupa czasu co? I myślę że tak do 2014 świrowałam równo. Chciałam je doprowadzić do idealnego stanu i żeby miały wymarzoną długość, przy dobrej kondycji. Hell yeah... udało mi się to. W 2014 roku moje włosy były zjawiskowe. I nie da się tego określić innymi słowami. I nie chce też być tutaj taka sztucznie skromna i mówić "no były bardzo ładne, ale....". Nie. One były zjawiskowe. Robiły wrażenie. Były długie AF. I były mega irytujące. 



Gdy miałam bardzo długie włosy MUSIAŁAM o nie ciągle dbać. Musiałam bo inaczej wyglądały źle -  końcówki były spuszone, łamały się, robiły się bardzo suche etc. Miałam częste bad hair day.
Dlatego je ścięłam.

I to była najlepsza decyzja jaką podjęłam w roku 2015. Pisałam Wam już o tym TUTAJ, Nie żałowałam nawet przez sekundę. I powiem więcej. W kwietniu tego roku znowu podcinam, bo robią się za długie. I mimo iż ciągle wyglądają świetnie to zaczynają mnie irytować

Okazało się, że czuje się lepiej w krótszych włosach i to było dla mnie mnie mega przełom. Bo ja od zawsze nosiłam takie strasznie długie włosiska. A okazuje się, że przy długości do zapięcia od stanika zyskuje takiej... elegancji, lekkości i młodzieńczości zarazem.

Mam dla was kilka porównawczych foteczek, oczywiście jakoś jest DO DUPY, ale mam kiepski telefon :)



Podcięcie włosów okazało się u mnie genialnym rozwiązaniem, przede wszystkim dlateg,o że NIE MUSZĘ JUŻ O NIE DBAĆ.

Serio.
Po prostu nie muszę.

One teraz ZAWSZE dobrze wyglądają. Bad Hair Day mam tylko wtedy gdy zasnę z mokrymi. A i tak da się je wtedy szybko opanować.

Powiem więcej. Moge tygodniami myć je tylko szamponem. Bez odżywek, a one i tak wyglądają na zdrowe. Może nie są super w dotyku i nie układają się fajnie, ale mogłabym z powodzeniem ominąć ten krok na jakiś czas.


Mimo to w pewnym stopniu zwracam uwagę na pielęgnacje. Dużo mniejszą niż kiedyś, ale ciągle jest.

Moje włosy wglądają teraz tak:



 Oczywiście nie są takie rude. Odcień na zdjęciach jest taki dlatego że mój aparat mnie nienawidzi. I że w moim pokoju jest ostatnio jakieś takie dziwne światło.



Nie mam zniszczonych końcówek praktycznie w ogóle. Włosy są proste, błyszczące (zawsze!) nie przetłuszczają się.


Jak teraz wygląda moja pielęgnacja?


OLEJE:

Nie stosuje ich. Myślałam żeby może chociaż raz na jakiś czas nałożyć, ale za każdym razem jak o tym myślę to sama szukam powodów żeby tego nie robić.


SZAMPONY:



Używam 3 na zmianę, bo zauważyłam że to najbardziej mi służy.


  • Garnier Fructis, lub Nivea obojętnie który, stosuje najczęściej gdy nie używam odżywki.
  • Babydream lub Facelle Sensitive, gdy nie potrzebuje większego oczyszczenia (facelle lubię bardziej)
  • Allwaves szampon do włosów z czekoladą i keratyną (gdy chce mocno oczyścić włosy)


MASKI:

Przez pewien czas używałam namiętnie Kallosa Czekoladowego (recenzja), który działał świetnie na moje włosy, ale skończyłam go dawno temu i nie mogę wrócić. W hebe można kupić tylko litrowe opakowanie, a jakoś nie wyobrażam sobie mnie z ta wielką butlą w plecaku/ torebce, wracającej z Poznania do domu. I nie mam gdzie trzymać tak dużej maski.

ODŻYWKI:

Przez ten czas znalazłam odżywki które mi najbardziej pasują i kupuje je na zmianę.



  • Nivea Intense Care & Repair
  • Garnier, Ultra Doux, intensywna odżywka z cudownymi olejkami
  • Garnier, Fructis, Oleo Repair3, odżywka wzmacniająca
  • Garnier, Fructis, Goodbye Damage, odżywka wzmacniająca

NA PROBLEMY Z ŁZS:
(nie dotykają mnie często, ale te produkty sobie z nimi świetnie radzą)

  • Serum Vis Plantis Betula Alba Care do skóry głowy z naturalnym dziegciem brzozowym
  • Betula Alba Care Szampon do skóry głowy i włosów z naturalnym dziegciem brzozowym

INNE:

Korzystam też z paru kosmetyków marki Kemon, które mam zamiar zbiorczo Wam tutaj zrecenzować, bo moim zdaniem są godne uwagi (dla tych którzy nie kumają NIKT MI NIE ZAPŁACIŁ ZA TO ŻE MI SIĘ PODOBAJĄ)

Używam między innymi:
  • Kemon,  ACTYVA Nuova Fibra Fluid uszczelniający i ochronny, którego popsuje, bo to fantastyczny kosmetyk, i myślę że to jemu zawdzięczam to że moje włosy nie zniszczyły się przez te ostatnie miesiące.
  • Liding Care Volume Passion Magic Spray odżywka w sprayu zwiększająca objętość 200 ml
  • Kemon, Hair Manya Macro Fluid zwiększający objętość włosów
  • Kemon, Hair Manya Bye Bye Split End Ochronny fluid nadający gładkość do końcówek
  • Kemon, Hair Manya Zero Gravity Ultra mocno utrwalająca pasta do modelowania 100 ml 
  • Kemon, Hair Manya Diamond Nabłyszczacz w sprayu 120 ml 
  • Kemon, Hair Manya, Dreamfix Extra - Hold Hair Spray
Mam tyle kosmetyków tej firmy dlatego że zajęłam 2 miejsce w organizowanych przez nich konkursie...


+ Na sam koniec, produkt, którego używam od dosłownie kilku dni, ale już mi się bardzo podoba. No patrzcie na skład:

Skład: Aqua, Hydrolyzed Keratin, Argania Spinosa Kernel Oil, Persea Gratissima Fruit Extract, Medicago Sativa Leaf Extract, Polygonum Multiflorum Roqt Exctract, Centella Asiaticaleaf Extract, Ligusticum Chuaxiong Root Extract, Hydrolyzed Wheat Protein, Hydrolyzed Soy Protein, Panthenol, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Polyquaternium-10, PEG-12, Dimethicone, Polysorbate 20, Polysorbate 80, Amodimethicone, Trideceth-10, Silicone Quaternium-18, Trideceth-6, Trideceth-12, Citric Acid, Glycerin, Parfum, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Benzyl Benzoate, Benzyl Salicylate, Linalool, Limonene.



+ Na sam koniec, produkt, którego używam od dosłownie kilku dni, ale już mi się bardzo podoba. No patrzcie na skłd


Jest to :

  • Elfa, Dr. Santé, Spray do włosów ułatwiający rozczesywanie z olejem arganowym i keratyną
Produkt ten kosztował mnie jakieś 9 zł i zapowiada się mega fajnie! Bardzo lubię takie psikacze :)
Potestuje i dam znać. 





Wpis jest długi, ale zawarłam w nim wszystko. Jestem z siebie dumna.


Pamiętajcie że nawet jak mnie nie ma tutaj to jestem na:

@malamudi


oraz można dodać mnie na snapku 
takamalamudi
Aczkolwiek nie dodaje każdego, tylko osoby które napiszą mi tam, albo tutaj że są czytelniczkami! :) Jeżeli kogoś nie przyjęłam to niech się upomina!  
Mam zablokowanego stora więc nie zobaczycie nic dopóki Was nie dodam ;) 





Dlaczego już nie szaleje na promocjach -55%, -50%, -49%?

Hej, Halo, ¡Hola! Czy ktoś mnie jeszcze pamięta? Czy wiecie że jestem BLONDYNKĄ? Ale o tym może kiedy idziej. Jesteśmy teraz w czasi...